Wąwozem o długości ok. 2 km wije się malowniczo potok Hesdát (Hesdát-patak), którego źródło leży w Pusztaszentkirály, a on sam wpada do rzeki Aranyos. Ścieżka biegnie raz jednym, raz drugim brzegiem potoku, które są połączone paroma kładkami. Gdzieniegdzie półki skalne są wąskie i śliskie; te kilkanaście metrów ekspozycji jest zabezpieczone linami. Skalne ściany osiągają wysokość 250-300 m (grzbiety: Peterdi i Kövesbérc-Sindi). To także raj dla turystów uprawiających wspinaczkę. Spacer trwa ok. 45 min.; max. 1 godzina z czasem na fotografowanie. Wchodzimy do kanionu wczesnym rankiem; kiosk z biletami jest jeszcze zamknięty. Opłata symboliczna (bilet normalny) wynosi 4 leje rumuńskie (RON). Być może we wrześniu, już prawie po sezonie, wstęp jest bezpłatny, jak w wielu innych miejscach w Transylwanii.
„Rekonesans” z dnia 2 września 2015 roku. Niemal dokładnie sześć lat później (też we wrześniu) zaglądnęliśmy tu ponownie, tym razem z mocnym postanowieniem „zaliczenia” wąwozu. Kwaterowaliśmy akurat niedaleko, pod Koloszwarem, więc mieliśmy komfort czasowy i poświęciliśmy zwiedzaniu cały jeden dzień.
Wąwóz Torda (rum. Turda) położony jest ok. 6 km na zachód od pobliskiego miasta Torda, natomiast od Koloszwaru oddalony jest o ok. 30 km w kierunku południowym. Wapienne skały wąwozu pochodzą z mezozoiku. W kanionie zinwentaryzowano ok. 60 grot i jaskiń; najgłębsza ma ok. 120 m, ale większość z nich nie przekracza długości 10 m. Były one zamieszkane już w neolicie, tj. od sześciu do ośmiu tysięcy lat temu. Po wyjściu z wąwozu skręciliśmy na prawo, szlakiem wiodącym niezalesioną północną krawędzią. Podejście jest dość forsowne (ok. 40 min. - 300 m różnicy poziomów), ale wybór był słuszny z uwagi na piękne widoki. Powrót zajął ok. dwie godziny (nieco ponad 3 km do parkingu) z częstymi przystankami na fotografowanie. Można też skręcić na lewo, na południową krawędź, ale mniej więcej połowa trasy biegnie terenem zalesionym.
U wyjścia z wąwozu. Dodatkowym atutem była słoneczna pogoda i lazurowe niebo. Na fotografii sprzed sześciu lat niebo identycznie lazurowe.
Więcej o atrakcjach wąwozu (także budowie geologicznej) można przeczytać w przewodnikach, natomiast ja chciałbym jeszcze podać kilka legend związanych z tym miejscem. Te legendy łączy nie tylko Torda, ale także postać króla węgierskiego Świętego Władysława, urodzonego w Krakowie (wg Encyklopedii PWN data urodzin to 27 czerwca 1040 roku). Węgrzy określają go mianem „Pół-Polaka”, Króla-Rycerza; był wnukiem Mieszka II, długo przebywał na dworze króla Bolesława Śmiałego, swojego brata ciotecznego (któremu później udzielił schronienia), znał język polski. W dziejach Węgier zapisał się jako wybitny władca, wojownik, a do tego prawodawca. Ponadto cechował się wielką pobożnością oraz ...wysokim wzrostem. Zmarł w roku 1095 i został pochowany w Nagyvárad. Już w 1192 roku papież Celestyn III wyniósł go na ołtarze.
Święty Władysław walczy z Kumanem. Fragment tzw. Legendy Świętego Władysława na fresku w kościele w Székelyderzs.
Legenda pierwsza – jak powstał wąwóz (wg interpretacji László Bárczi)
Władysław, wojując swego czasu z Kumanami (wedle innych podań - z Tatarami), został wraz ze swym orszakiem zmuszony do odwrotu przez przeważające siły wroga. Uciekając przed pościgiem (a było to w okolicach dzisiejszej Tordy), widząc beznadziejność sytuacji, zatrzymał konia, zsiadł i uklęknął, wznosząc gorliwe modły do Boga. Pan Bóg wysłuchał jego próśb; ziemia się rozstąpiła, pochłaniając napastników. Tak też powstał wąwóz.
Legenda druga - o monetach Św. Władysława
Rycerstwo węgierskie na czele z Królem Władysławem prowadziło pościg za uciekającymi Tatarami w okolicach Aranyos. Już mieli ich dopaść i rozgromić do reszty, gdy Tatarzy zastosowai jeden ze swych forteli, a mianowicie rozsypywali z sakiewek zrabowane wcześniej monety. Wojownicy węgierscy zatrzymywali się, by zebrać łatwy łup. Rozgniewany Władysław, dla którego dobra doczesne nie miały większego znaczenia (często pościł i umartwiał się, odmawiając sobie np. wina), poprosił o pomoc Pana Boga i znów został wysłuchany. Wolą Boską złote i srebrne monety zostały zamienione w okrągłe kamyki. Rycerze, widząc ten cud, kontynuowali pościg za wrogiem. Wspomniane kamyczki, zwane monetami (pieniążkami) Świętego Władysława, są odnajdywane w okolicy Torda po dziś dzień. Myśmy nie mieli tego szczęścia przy wędrówce wokół kanionu. Chodzi tu o wapienne skamieliny muszli mięczaków i skorupiaków.
Legenda trzecia – o pośmiertnych czynach Świętego Władysława
Działo się to w roku 1285, gdy Tatarzy ponownie napadli na Królestwo Węgier. Przed walną bitwą Seklerzy zwrócili się do Pana Boga o pomoc i wsparcie hufców niebieskich. Ujrzeli za niedługo wysokiego szlachetnego rycerza z toporem w ręku, który objął dowództwo, i poprowadził węgierskich wojów do zwycięskiego rozstrzygnięcia. Wkrótce zniknął. Jak wspomniałem, Święty Władysław przynajmniej o głowę przewyższał swój orszak. Gdy wkrótce potem otwarto trumnę królewską, ciało Świętego Władysława było pokryte potem.
Szent László herma czyli pozłacany srebrny relikwiarz z czaszką Świętego Władysława przechowywany w jednej z kaplic katedry w Győr. Pojawia się tu „polski” wątek, niezwykle interesujący, a mianowicie relikwiarz z całą czaszką Świętego Władysława był przechowywany jakiś czas w Polsce, w kolegium jezuickim w Pułtusku. Trafił tam najprawdopodobniej za sprawą króla Stefana Batorego. W tym temacie polecam artykuł: http://pultuszczak.pl/relikwie-w-zakamarkach-pultuskiego-kosciola/
Źródło ilustracji: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Szent_L%C3%A1szl%C3%B3_herma-Gy%C5%91r.JPG
Tekst i fotografie: Marek Sukiennik
Bibliografia:
https://hu.wikipedia.org/wiki/Tordai-hasad%C3%A9k