JABŁONIEC 1914
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej
Aktualności
dodano: 01-11-2023 22:20:31,
odsłon: 166
PL
Kilka myśli o życiu i śmierci. Felieton nie tylko na 1 listopada!
Aby dobrze zacząć wieczność, najpierw trzeba dobrze zakończyć doczesność!
 
Aby dobrze zacząć wieczność, najpierw trzeba dobrze zakończyć doczesność!
 
Prawdą jest, że żaden dzień, który minął już nigdy do nas nie wróci, ale jest też prawdą, że każdy z nich jest zawsze wyjątkowo ważny, ponieważ kiedyś któryś z nich zdecyduje o mojej szczęśliwej lub nieszczęśliwej wieczności!
 
Zatem może warto dziś pozwolić sobie na krótką refleksję o życiu, śmierci, o przemijaniu oraz o wieczności.
 
Fakt przemijania szczególnie przemawia wtedy, kiedy przeżywamy śmierć kogoś bliskiego. Niemniej robimy wszystko, aby „oswoić” przestrzeń śmierci. Umieranie stało się niemal sterylne. Ludzie bojąc się osobistego kontaktu ze śmiercią „oddali” ją wyspecjalizowanym firmom. Nasi bliscy zatem umierają z dala od swego domu, od swoich bliskich. Umierają wśród obcych w szpitalach, w domach starców czy hospicjach. Rzadko przy łóżku umierającego czuwają dzieci czy wnuki. Nawet umierającemu wmawia się, że nie umiera. Dziś rzadko prosi się też księdza o sakramenty dla niego, o spowiedź, wiatyk (komunię udzieloną umierającemu), czy o namaszczenie chorych. Bywa, że wzywa się księdza dopiero po zgonie, aby chory się nie przestraszył myśli, że właśnie umiera. Zjawisko oswajania śmierci ma miejsce także po śmierci bliskich. Zakłady pogrzebowe prześcigają się „w usługach” dla żywych. Współczesne trumny wyglądają niemal, jak drogie meble. Zakłady zapewniają pełny „komfort” tak dla zmarłego, jak i jego rodziny. Zatem w ramach usług pogrzebowych już nie dziwi np. makijaż dla umarłego, włącznie „z różem” na policzkach, na wypadek, gdyby ktoś z żywych chciał go jeszcze w trumnie zobaczyć. Dzisiaj dominuje raczej tendencja nieotwierania trumny, bo „to zbyt drastyczne”. Jednym słowem, to niepotrzebny stres, zwłaszcza dla dzieci. Oglądanie umarłego, to przecież traumatyczne przeżycie. Zatem niech pozostanie w pamięci żywych „żywy” (chociaż jest martwy)! Pogrzeb więc powinien być „miłym” przeżyciem. Stąd wolimy zmarłego w urnie. Jakiś „milszy” w dotyku. Robimy więc wszystko, aby pogrzeb stał się nie tyle czasem i miejscem na modlitwę za zmarłego, na refleksję, co raczej dbamy, aby stał się okazją do rodzinnego spotkania, niemal „radosną”, rodzinno-towarzyską stypą.
 
Okazuje się, że także w kościołach nawet podczas pogrzebów mówi się mniej o śmierci. Teraz już wszędzie jest „moda” na optymistyczną narrację. Zatem duchowni dwoją się i troją o „fajną”’ atmosferę. Dlatego zazwyczaj mówią tylko o „dobrym” niebie, ale już nie mówi się o Bożym sądzie, o odpowiedzialności za życie, o cierpieniu w czyśćcu, a już na pewno nie mówią o piekle, o potępieniu, aby przypadkiem się komuś nie narazić (chyba, że ktoś chciałby koniecznie trafić do TVN-u). Wszystko dziś w temacie śmierci robi się „w białych rękawiczkach” (w przenośni i dosłownie).
 
Śmierć zatem nie jest już wstrząsem, który zmusza człowieka do głębokich przemyśleń.
 
Zostaje nam zatem de facto jeszcze jeden dzień, aby ewentualnie pomyśleć o śmierci, a nawet o własnej śmierci. To dzień Wszystkich Świętych. Ale niestety i on się zmienił. Na naszych cmentarzach zwykle nie ma już prawie wcale mogił. Piszę o tych ziemnych mogiłach. One na prawdę wstrząsająco przemawiały do człowieka, który nad nią stał: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Taka mogiła szokuje. Tecgrudy ziemi spadające na złożoną w grobie trumnę. Ten odgłos spadającej ziemi. Dziś rzadko zakopuje się ciała w ziemnych grobach. To na prawdę przemawiało do człowieka, do każdego. Do dzieci, młodzieży też. Do wszystkich: Pamiętaj, ty też któregoś dnia zostaniesz pochowany w ziemi. Dlatego, aby tego uniknąć dziś taka moda na piwniczki. Tak właśnie oswaja się śmierć.
 
Dzisiejsze estetyczne, betonowe „piwniczki”, drogie nagrobki, okładane marmurowymi płytami, to niemal pośmiertne „apartamentowce”. Stojąc przy nich ma się zapewnioną strefę psychicznego komfortu. Do tego jak dołożymy piękne kwiaty i wykwintne znicze można zapomnieć o „mieście umarłych”. To niemal rajskie „spa”. W takiej przestrzeni trudno znaleźć miejsce na refleksję nad nieuchronną śmiercią. Na takich cmentarzach nie ma już miejsca ani na śmierć, ani na strach przed nią. Teraz już można stać nad grobem zmarłego nie bojąc się ani cudzej, ani nawet własnej śmierci.
 
I tak oto w tych pięknych i drogich nagrobkach wielu próbuje ukryć przerażającą prawdę o ludzkiej śmierci i nieuchronnym przemijaniu. Dlatego kiedy nad takimi „pięknymi” grobami stają choćby młodzi ludzie, zdrowi, radośni, żywotni, to nawet na cmentarzu śmierć do nich przestała przemawiać. Groby, wykwintne nagrobki, to dla nich tylko kamienne, marmurowe bryły, mniej czy bardziej geometryczne. Bywa, że niektóre z nich, to nawet małe dzieła sztuki. Już nie przerażają. I tak oto nam ludziom XXI wieku niemal udało się zneutralizować śmierć.
 
Jednak śmierć pozostaje śmiercią. To egzystencjalny problem z którym człowiek bez wiary w Boga sobie nie radzi. Optyka patrzenia na groby i na śmierć jednak tak naprawdę zmienia się dopiero wtedy, kiedy przy tym samym nagrobku staje człowiek chory na raka, z chorobą terminalną, który walczy o kolejny dzień, tydzień czy rok życia. Wówczas patrzenie na groby diametralnie się zmienia. Wtedy czuję, że śmierć patrzy mi w oczy. Tej myśli nie da się już „zneutralizować” niczym. Wówczas człowieka niepokoi niepokonywalna drastyczna myśl, że być może za rok, a może nawet wcześniej, to ja będę spoczywać w tym grobie. Jednak jest to tak „osobista” myśl, tak prywatna, że nikt nie chce głośno o niej mówić. Nie dopuszczamy do siebie myśli o śmierci, zwłaszcza o własnej.
 
Dawniej w niemal każdym „Requiem”, czy to Mozarta czy innych kompozytorów, jeszcze do XX wieku, tworzono także muzykę do tekstu tremendis - trwogi, do średniowiecznego hymnu: „Dies ìrae” (Dzień gniewu). Tekst ten zmuszał słuchacza do zastanowienia, do refleksji nad nieuchronnością śmierci i odpowiedzialności przed Bogiem za swoje życie. Tekst ten nadal jest wstrząsający. Dlatego swoją drogą mimo wszystko polecam przeczytanie go. (Por. https://sanctus.pl/index.php?grupa=60&podgrupa=98&doc=46).
 
Dlatego, aby uniknąć tego „nieprzyjemnego” uczucia o Boskim sądzie po śmierci w miejsce tego wstrząsającego tekstu pojawiła się piękna, kojąca jak balsam niemal anielska pieśń: „Pie Jesu” (Słodki Jezu, daj im odpoczynek wieczny). Sam uwielbiam ją słuchać, zwłaszcza w interpretacji Sarah Brightman. (por. https://www.tekstowo.pl/piosenka,sarah_brightman,pie_jesu.html).
 
I tak oto w końcu udało się nam „oswoić” straszną śmierć. Ale czy wolno nam jednak żyć bez refleksji nad nią, nad moją własną i nieuchronną śmiercią?
 
Przecież życie dopiero w jej perspektywie nabiera pełnej wartości, pełnego wymiaru. Święty Paweł pisze, że „w życiu i śmierci należymy do Pana”. Zatem może jednak warto docenić oba aspekty swojego życie.
 
Skoro prawdą jest, że żaden dzień już nigdy do nas nie wróci, to może warto lepiej żyć, aby nasz ostatni dzień zamienił się w szczęśliwą wieczność? W przeciwnym razie wzrasta ryzyko, że moje życie bez refleksji może któregoś „niechcianego dnia” stać się moją nieszczęśliwą wiecznością. A przecież zgodnie z Bożym Objawieniem, z Pismem Świętym, zgodnie z baszą katolicką wiarą istnieje nie tylko ziemskie życie, ale i niebo, i piekło oraz czyściec.
 
Chyba także i my wierzący zbyt mało przykładamy wagi do spraw naszej wieczności. Wielu usiłuje zaklinać rzeczywistość lekceważąc śmierć. Mówią: „Jest jak jest. Robię, co chcę. Na nic i na nikogo nie będę się oglądać. Przecież dopóki żyję nie ma śmierci! Więc po co o niej myśleć”. W takim myśleniu pobrzmiewa Sartr’owski ateistyczny egzystencjalizm. Jednak właśnie taki sposób myślenia wydaje się być dewizą życia wielu współczesnych ludzi. Bywa, że i „wierzących”.
 
Może to właśnie z tego powodu, z powodu bagatelizowania przemijania i śmierci nie próbujemy za życia nawet cokolwiek w nas zmienić. Brak nam motywacji. Szkoda.
 
„Oswajanie śmierci” jednak nic nie pomoże. Nie zmieni faktu, że my ludzie jesteśmy śmiertelni. Cywilizacja „oswajania śmierci” co prawda zaciera jej ślady w naszym stylu życia, w którym nie ma miejsca na strach, lęk, ale i na odpowiedzialność przed Wiecznością, przed Bogiem. Na naszych oczach, zwłaszcza na Zachodzie, z przestrzeni publicznej znikają ostatnie ślady ludzkiej śmierci i przemijania - nawet cmentarze. Zaczyna powili dominować „moda” na spopielenie ciał zmarłych i rozsypywanie prochów w rzekach, w jeziorach, na łąkach czy w ogrodach. To symbol i znak naszych czasów. Wraz z znikającymi cmentarzami, obawiam się, że za jakiś czas zniknie z przestrzeni publicznej to co ludzkie (zauważmy, że zwierzęta nie mają cmentarzy).
 
Tymczasem Kościół Katolicki zgodnie z prawdą Ewangelii naucza i modli się słowami: „Życie twoich wiernych o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. (1 prefacja za zmarłych).
 
Człowiek z chwilą śmierci nie chce umrzeć. Jest w nas odwieczne pragnienie przetrwania, pragnienie wieczności. Nawet Horacy, pogański rzymski poeta pisał: „Non omnis moriar”. (Nie wszystek umrę!). Horacy żył i tworzył podczas panowania Oktawiana Augusta. Życie i śmierć, to nie tylko tęsknota za głęboko ukrywanym pragnieniem nieśmiertelności, ale to pragnienie realnej, rzeczywistej nieśmiertelność. I to daje nam tylko wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego.
 
Dziś jest dzień kiedy żyję, choć będę w tych dniach w miejscach pełnych śmierci, ale i nadziei nieśmiertelności. Tym są chrześcijańskie cmentarze.
 
Nie chodziło mi o straszenie siebie lub kogokolwiek śmiercią. Ona i tak kiedyś do każdego z nas przyjdzie niezależnie od moich poglądów na jej temat. Ona każdemu zajrzy w oczy. Tego się nie da uniknąć. W tej listopadowej refleksji chodzi mi bardziej o to, aby pełniej żyć uświadamiając sobie, jak ważnym jest każdy dzień życia, każda godzina, a nawet minuta. Kiedyś jeden z nich, jedna z nich, ostatnia minuta życia na tej ziemi, któregoś dnia zdecyduje o mojej wieczności.
 
Zatem dziś nie musi to być mój „dies irae!” Ale może to być fajny dzień refleksji o wartości życia, dobra i piękna. O sensie istnienia.
 
Możesz zatem po takiej refleksji zdecydować, że od dziś staniesz się choćby trochę lepszym.
 
Dlaczego? Dlaczego miałbyś lepiej żyć? Ponieważ skoro prawdą jest, że żaden dzień już nigdy nie wróci, to także jest prawdą, że każdy z nich może rozstrzygnąć o mojej i twojej szczęśliwej lub nieszczęśliwej wieczności! Aby dobrze zacząć wieczność, najpierw trzeba dobrze zakończyć doczesność!
 
Warto zatem dobrze żyć, aby umierać pięknie.
 
Żyjmy więc w przyjaźni z Bogiem i w zgodzie z ludźmi.
 
Wówczas grób, także kiedyś i mój, nie będzie tylko miejscem przemijania i śmierci, ale będzie miejscem nadziei i nieśmiertelności.
 
To dlatego my chrześcijanie na grobach wierzących w Boga stawiamy krzyż, znak zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią. Przecież wiem, że zmartwychwstanę!
 
 
Ks. Dr Stanisław Staśko,
Tekst na Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny 2023.
 
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej Jabłoniec 1914
Adres: ul. T.Kościuszki 6, 34-600 Limanowa
KRS: 0000485295
NIP: 7372203252
REGON: 122988528
Partnerzy:
Ta strona wykorzystuje pliki cookies i inne technologie. Korzystając z witryny wyrazasz zgodę na ich używanie.Dowiedz się więcejRozumiem