JABŁONIEC 1914
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej
Aktualności
dodano: 10-03-2019 12:40:05,
odsłon: 1620
PL
Księża Józef (1852 - 1919) i Walenty (1865 - 1924) Dutka
Ocalić od zapomnienia. Autorem wspomnień jest pan Jan Dutka z Moczarek

  Ocalić od zapomnienia!

"Wychwalajmy mężów sławnych i ojców naszych według następstwa ich pochodzenia" Syr 44, 1.

"Kto historii nie wie i w niej się nie kocha, jest jako dziecię, które ojca i matki nie zna" - Ksiądz Piotr Skarga 

   Szanowni Państwo Czytelnicy! Zanim przybliżę Państwu postacie tych dwóch braci księży, urodzonych w moim rodzinnym domu w Sowlinach na Moczarkach, niech mi wolno będzie się przedstawić i ukazać tło historii tych odległych czasów. Otóż nazywam się Jan Dutka. Urodziłem się w dniu Świętej Katarzyny 25 listopada 1939 roku w rodzinnym domu na Moczarkach, po powrocie z panicznej ucieczki do lasu Górka na tzw. Skrudlaku, przed wkroczeniem hitlerowskiego najeźdźcy do Limanowej. Moimi rodzicami byli Kazimierz Dutka i Anna z domu Sułkowska, oboje urodzeni w 1899 roku.

   Moczarki to przysiółek Sowlin (około 100 hektarów), zawarty pomiędzy dwoma potokami Skrudlaków, od rzeki Łososinki przy gruntach plebańskich Łososiny Górnej, aż po Czachurszczyznę i Górę Groń. Należały do nich także Topola i Pańskie, zakupione od dworu Marsa i Klementyny Borowskiej ze Sowlin. A więc Moczarki graniczyły od zachodu z łososińskimi dobrami plebańskimi, od wschodu szczytem Gronia z dobrami dworu Michałowskich z Laskowej, od południa z dobrami dworu Marsa ze Sowlin, i od północy z dworem dziedzica Pieniążka z Łososiny Górnej.

   Według przekazu mojego ojca, nasi przodkowie byli kmieciami, ludźmi zamożnymi i jako zasadzcy sami sobie wykarczowali ziemię niczyją z nadania królewskiego, w ramach osadnictwa na prawie polskim w XIII wieku – nikomu jej nie ukradli i nigdy nie odrabiali pańszczyzny.

   Gdy moja siostra Maria – krawcowa - uszyła mi palto do samej ziemi, na uroczystość Świętego Jana Kantego, na którą szło się w parach od szkoły w Sowlinach do kościoła w Limanowej, to nasza wspaniała wychowawczyni pani Nieciowa wykrzyknęła: „dziedzic” !!! I taką też rolę „dziedzica” otrzymałem w Liceum do przedstawienia II części Dziadów Adama Mickiewicza.

Z kolei w komunie przylgnęło do nas zawołanie: „kułak” !!!

   Przy gościńcu na Moczarkach, wiodącym do dworu w Laskowej, znajduje się Krzyż przydrożny z Figurą Chrystusa Ukrzyżowanego, będący śladem po panującej na tych terenach zarazy cholery, hiszpanki, tyfusu i czerwonki. Z tego też względu ludzie bardziej niż kiedykolwiek kierowali swój wzrok do Boga, wolali o ratunek i powierzali się Opatrzności Bożej. W sąsiedztwie Moczarek, poniżej skrzyżowania Wesoła, znajdowało się Myto dziedzica Pieniążka z Łososiny Górnej, zwanej Wielką, z rogatkami w poprzek drogi, celem pobierania opłaty drogowej. Drogę do Łososiny Górnej budowano w roku 1919, przy użyciu siły roboczej jeńców bolszewickich. Wcześniej droga ta wiodła od Myta Pieniążka poniżej skrzyżowania Wesoła, poza chatą Pyrców przez rzekę Łososinkę, bo nie było mostu. Natomiast droga do Laskowej wiąże się z powstaniem jednego z najstarszych dworów w Polsce, dworu Michałowskich z 1677 roku. Obok skrzyżowania Wesoła, na wzniesieniu, stałaydowska karczma „Wesoła” Żyda Saula. Obok karczmy było zaplecze, piekarnia i sklep, oraz stodoła i studnia na łąkach tzw. Dzielca. Stary Żyd był skoligacony z Żydami z Krzyżowej w Sowlinach, a byli to Szachner, Ślamka i Heśla oraz Korn, Epner i Wisztajn z Jasnego z Młynnego, a także Judka spod kościoła w Łososinie Górnej. Żyd Saul zapraszał ich do siebie na Wesołą i odprawiał z nimi modły do Boga Jahwe, kiwając się całą talią ciała ponad Księgą Talmudu trzymana w rękach, co miało przypominać falowanie zboża. Jego córka Ryfcia zwykła wyskakiwać na pole, i na oznaczenie czasu wołała: „Taty, taty, już ludzie idą ze Mszy”. A gdy chłopcy z Łososiny żartowali sobie ze Ślamki z Krzyżowej, że go ochrzczą, to mówił: „Chłopaki, dajcie spokój, bo by mnie Żydzi zabili!”. Żydzi z Wesołej utrzymywali po sąsiedzku przyjazne stosunki z Moczarkami!

   Ponad Moczarksami królował prastary dąb Moczarki – Chrobry. Jak opowiadał nasz tata Kazimierz Dutka z Moczarek, na trasie od Wesołej do Limanowej, jeszcze do niedawna stało pięć chałup!!! Wśród nich największą była staroświecka, kryta słomą, ale już z kominem Chałupa osiedla Moczarki. Wedle słów Walentego Dutki, „takiej chałpy to tu nigdzie nie było”!!! Na Krzyżowej w Sowlinach, od spokrewnionej z Moczarkami Cięcielówki i Myta Marsa, również wiodła droga, w prostej linii do dworu Pieniążka na Koszarach, poniżej cmentarza cholerycznego na Zarębkach. W Młynnem natomiast wymienić należy jeszcze dworek Niewiadomskich oraz Żuławskich na Słomianej.

   Nieopodal Moczarek, nad rzeką Łososinką w Łososinie Górnej, znajduje się stary kościół z aktem erekcyjnym z 1491 roku, oraz cmentarz wokół kościoła od czasów Władysława Łokietka, a zaś w pobliżu na wzgórku Zarębki, cmentarz choleryczny.

   To tu, w Łososinie Górnej, wszystko się zaczęło! W watykańskim Rejestrze Świętopietrza, Łososina figuruje w 1328 roku, co przypada na czasy panowania króla Władysława Łokietka. Jan Długosz w Liber Beneficiorum wymienia Łososinę w 1460 roku jako własność Słupskiego. Dla podniesienia stanu religijnego osadników nad rzeką Dunajec i dalszych okolic, metropolita Zbigniew Oleśnicki w roku 1440 zakłada Kolegiatę Świetej Małgorzaty. Motyw: „populus orae illius rudes et silvestres” - „lud tu mieszkający to naród dziki, nieokrzesany i leśny”. Przybysze z głębi kraju, opuszczający swe siedziby z różnych powodów, często w konflikcie z prawem, z powodów natury kryminalnej, tu w górskich okolicach mogli czuć się bezpiecznie. W podobnym tonie wypowiada się jeden z łososińskich proboszczów, który w dawnych latach mawiał:

„Populus hic vent guaexul ex regionibus transvistulanis valde ferox  et atroks” - Zza Wisły przybyli tu zbiegowie, dzicy i srodzy ludzie”. I do niedawna jeszcze ten lud był dziki! Około północy z mordowni Lubiany na Krzyżowej i spod Wesołej, wracały watachy pijanych pracowników Bednarni i innych zakładów z wyciem na ustach !!! A teraz ? KULTURA !!! Ani hrabianki, ani księżniczki dawniej tak nie żyły, jak obecnie młodzież !!! A że na globalny kredyt, to już inne zagadnienie. Młodzież nie poddająca się !!! Świadomie, na wszystkie sposoby, demoralizowana przez media lewicowo liberalne !!!

   W Kronice metrykalnej łososińskiego kościoła, Moczarki i Topola w nagłówkach figurują jako wioski. Według Szczepana Bugajskiego, na Moczarkach dawniej byli Kurczaby, a Topoli Biele.

I to pokrywa się z zapisami metrykalnymi Kroniki Łososińskiej. Moi rodzice Kaszimierz Dutka i Anna z domu Sułkowska, wraz z siedmiorgiem dzieci, zajmowali się rolnicza uprawą ziemi oraz pasterstwem. Tata uprawiał ziemie wołami. Orał … i orał. Siał … i siał. A czasu żniwa sierpem i kosą żął … i żął. Kosił … i kosił. Drabiniastym wozem woził … i woził. Młócił … i młócił. Zboże młócił kieratem w cztery woły, pod sędziwym Debem Moczarki. A myśmy z nim poganiali.

Pasaliśmy też krowy w Olszynie przy drewnianym moście w Łososinie Górnej, aż po Groń na Skrudlaku. Bydło wypędzało się na pastwisko o 9-tej rano i o 17-tej po południu.

   Przez środek Olszyny biegła historyczna scieżka, którą na skróty masowo szli ludzie do Łososiny, Pasierbca, Trzciany czy Łapanowa, już to do pracy w założonej przez Francuzów Rafinerii Nafty w Sowlinach, czy też na jarmarki do Limanowej, na konie do Starego Sącza, na gęsi do Łącka, bądź też na odpusty i na spacer. Na spacer chodzili również lokatorzy Kolonii Rafinerii Nafty do Dębiny, miejsca odpoczynku, jakoby „świątyni dumania”, oraz festynów i patriotycznych zlotów okolicznych miejscowości. Pozdrawiali nas też przy pasaniu bydła, według zwyczaju: „śpiewaj sobie”! I odpowiadało się też według zwyczaju: „nie umie”, ale jeszcze przechodzień nie zdążył odejść, a już się wrzeszczało na całe gardło! I dziwne, że każdy  w tych czasach śpiewał!

Świat był rozśpiewany! Ach to były cudowne lata! Nigdy już się nie wrócą! Boso po ściernisku, i za krowami! Czasy piosenek i podpłomyka z pieca chlebowego! Zatrzymać czas !!! Marzenie !!! Sen nocy letniej!

„Słońce świeci, w niebie jasność! Idzie wiosna, przyjdzie wiosna!

Świat się śmieje, śpiewa z nami pieśń radosną, i wesoło huczy dzwon”!!!

I w takim to plenerze historii, w przedziale czasu 1852 – 1924, pojawili się księża Józef i Walenty Dutka. Rodzicami księży byli Stanisław Dutka i Katarzyna z domu Cięciel z Krzyżowej, miejsce obecnego kościoła w Sowlinach. Dziadkiem księży był protoplasta rodu Dutków na Moczarkach Wojciech Adalbertus Dutka, zmarły w 1861 roku, urodzony około roku 1800, z żoną Katarzyną z domu Smoter. Warto zauważyć dla porównania, że Napoleon pod Moskwą był w roku 1812, a Mickiewicz zmarł w 1855 roku. Bratem księży był Michał Dutka, ojciec mojego taty, a więc mój dziadek. Nasz tata Kazimierz Dutka z Moczarek woził księży furmanką konną do Szczurowej i Piotrkowic koło Tuchowa.

Resztę niechaj przemówią dokumenty. 

 

 

Autor: Jan Dutka

                                                                                                 ul. Moczarki 76 Limanowa

 

 

   1 listopada 1919 roku Gazeta Kościelna we Lwowie (Pismo poświęcone sprawom kościelnym i społecznym, organ Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Kapłanów) Rok XXVI. Nr 13 doniosła o tragicznej śmierci proboszcza w Piotrkowicach ks. Józefa Dutki:

 

Śp. X Józef Dutka

 

   Zbrodniczy posiew wojny i szatańska agitacya wywrotowców wydaje krwawy plon. Mordy i grabieże staja się plagą naszych czasów.

   Ofiarą tego rozbestwienia i zdziczenia zwyrodniałych jednostek padł przed kilku dniami X. Józef Dutka, proboszcz w Piotrkowicach pod Tarnowem. Dnia 23. września między godziną 8 a 9 wieczorem wpadło na plebanię dwóch zamaskowanych bandytów (za maski służyły im szmaty z otworami na oczy) i przeszdłszy przez kuchnię, gdzie jeden z nich zranił ostrem jakiemś narzędziem siostrę księdza, rzucili się na proboszcza, który posłyszawszy hałas w kuchni, wstał od wiecierzy i stał we drzwiach swego pokoju. Jeden z bandytów strzelił doń z brauninga, a drugi zranił go w ramię tem samem narzędziem, co siostrę. Kula przeszła z jednego ramienia przez stos pacierzowy i wyszła drugiem ramieniem. Zraniony proboszcz padł bezwładny na ziemię. W rabunku przeszkodziły bandytom dzwony, w które uderzono na alarm i krzyk zbiegających się ludzi. To mały bratanek proboszcza, który wymknął się z plebanii, dał znać organiście i innym o napadzie. Bandyci zbiegli. Śledztwo jest w toku. --- Nie wiadomo, czy ich było tylko dwóch, czy też sześciu. Z niektorych okoliczności możnaby wnioskować, że byli dobrze obznajomieni z rozkładem domu, a więc może miejscowi.----

   Ciężko ranny proboszcz, zaopatrzony św. Sakramentami, zmarł nastepnej nocy. Zbrodnia ta, dokonana na 67 letnim starcu, wywarła w całej parafii i okolicy wielkie wrażenie. Śp. X. Dutka był wzorem niezmordowanego, cichego pracownika, 41 lat pracował w winnicy Pańskiej, z tych 32 lata jako proboszcz w Piotrkowicach. ---- W wolnych od pracy duszpasterskiej chwilach oddawał się gorliwie pracy społecznej. Jego zasługą jest założenie Kasy Raiffeisena, Kółka rolniczego, wybudowanie nowego pięknego kościoła w Piotrkowicach. Jego starania i zabiegi przyczyniły się w znacznej mierze do otwarcia przystanku kolei w Łowczowie i wybudowania mostu na Białej. Parafia i okolica ma mu wiele do zawdzięczenia.

   Zginął tragiczna śmiercią, padł z ręki mordercy sługa Chrystusowy. Rzecz to dawno nie słychana w naszej okolicy. Może krew jego niewinnie przelana ma szarpnąć sumieniami i do upamiętania przywieść tych z pośród ludu, co się zwolna wrogami Kościoła i duchowieństwa stają. Kto wie, jakie jej Pan Bóg zadanie przeznaczył.

   Spoczywaj w Bogu, zacny Parcowniku! Ufamy, że Ci Bóg w nagrodę za Twą pracę i poswięcenie, za Twój zgon tragiczny, może dlatego, żeś był Jego sługą, da odpoczynek wieczny w przybytkach swoich!                                                              

(„Lud katolicki”.)

 

Na fotografii powyżej księża Walenty (z lewej) i Józef (z prawej) Dutka (z archiwum rodzinnego pana Jana Dutki)

 

Ciotka Ferencowa w rozmowie ze mną snuła rozważanie: porucznik Jan Dutka zginął w czerwcu 1919 roku, a ksiądz Józef Dutka został zabity w jesieni, w tym samym roku, trzy miesiące później. Czyżby go ci sami zabili ???  (ze wspomnień Pana Jana Dutki)

 

 

Śmierć ks. Józefa Dutki – proboszcza w Piotrkowicach

(Relacja o. Franciszka Marcinka CssR)

 

   O. Franciszek Marcinek urodził się 30 IX 1875 r. w Starej Wsi k/Raciborza. W roku 1896 redemptoryści austriaccy dawali misje w Raciborzu i Franciszek postanowił zostać redemptorystą.

8 IX 1896 r. rozpoczął nowicjat, a 3 IX 1897 r. złożył śluby zakonne. 2 VIII 1903 r. otrzymał święcenia kapłańskie. W Zgromadzeniu powierzano mu ważne i odpowiedzialne stanowiska: był magistrem nowicjatu, w seminarium wykładał teologię moralną, był rektorem w różnych klasztorach oraz prowincjałem. W 1950 r. z polecenia o. Prowincjonala Frąsia napisał „Wspomnienia z mojego życia”.

   O. Franciszek Marcinek od dnia 26 VI 1918 r. był rektorem w Tuchowie. W swoich wspomnieniach pisze:

   „Pewnego dnia we wrześniu, wieczorem, koło godz.10.00, bardzo gwałtownie ktoś do naszej furty zadzwonił. Furtian br. Aleksander wyglądnął przez okno w rozmównicy. Jakiś osobnik wysunął się gdzieś z kąta i opowiadał, iż bandyci napadli w Piotrkowicach na ks. Kanonika Dutkę i strzelali do niego, że ks. Kanonik leży ranny i prosi o Księdza i że furmanka pojechała po lekarza i teraz na dole przy kaplicy stoi. To było trochę podejrzane, tym więcej, że właśnie wtedy słyszało się często o różnych napadach i morderstwach.

   Obawialiśmy się też jakiego napadu. Obudziliśmy braci i przygotowaliśmy się, by się w razie potrzeby bronić. Podejrzenie było tym bardziej uzasadnione, że furmanka, która miała, jak poleciłem, przyjechać pod klasztor, bardzo długo nie pokazywała się. Naraz furmanka z lekarzem przyjechała z latarnią. Pokazało się, że nie było winy tego posłańca. Furmanka pojechała rzeczywiście po lekarza, ale lekarz nie chciał pojechać, kazał przez służącą powiedzieć, że go nie ma w domu. Wtedy bowiem w nocy nikt się nie pokazywał. Dopiero kiedy się lekarz dowiedział, że tu idzie o ks. Proboszcza z Piotrkowic, którego dobrze znał, że też i ksiądz z klasztoru pojedzie, zgodził się i przyjechał. W domu uspokoiło się. Zaraz wybrałem się i razem z lekarzem pojechaliśmy. Kazałem zgasić latarnię, bo bandyci z pewnością nie byli daleko i że z pewnościąbędą śledzić co się będzie działo koło Piotrkowic.

   Koło godz. 12.00 przyjechaliśmy na plebanię. Ja naprzód poszedłem do chorego. Ks. Kanonik leżał spokojnie, był zupełnie przytomny. Po spowiedzi dał jeszcze dyspozycje na przyszłość dla tego Ojca, który przyjedzie, bo chodziło o ślub. Po spowiedzi św. lekarz zbadał chorego, pomagałem mu przy tym, bo trudno było dokładnie zbadać, bo światło było liche, nie dało się dokładnie znaleźć każdej ranki. Dopiero rano raz jeszcze chorego zbadał i pokazało się, że kulka weszła pod ramieniem z jednej strony, przeszła kość pacierzową i wyszła pod ramieniem z drugiej strony. Natychmiast nastąpił paraliż nóg. Nazajutrz rano utracił przytomność i tegoż dnia umarł. Po zbadaniu lekarza, przyniosłem z kościoła Sakrament i ks. Kanonik przyjął Wiatyk, ostatnie namaszczenie i odpust zupełny na godzinę śmierci. Tymczasem zeszła się gromadka ludzi. Bandyci bowiem wdarli się do kancelarii, gdzie chłopiec – siostrzeniecks. Kanonika – spał. Chłopiec zauważywszy to co się zdarzyło, pobiegł przez ogród pod kościół i zaczął dzwonić. Wtedy ulotnili się bandyci.

   Patrzyłem wtedy na bardzo wzruszającą i budujacą scenę. Ks. Kanonik przed przyjęciem P. Jezusa głośno odezwał się do wszystkich zebranych: „Wszystkim wszystko daruję, nie mam do nikogo żalu”. Naturalnie wszyscy płakali … .

   Mówiono później, że bandyci byli wprawdzie z innej parafii, ale że to robili za pieniądze parafianina! Naturalnie sprawców nie znaleziono, chociaż niby to szukano. Bandyci zranili też i  siostrę staruszkę, ks. Kanonika, jeden z nich piknął ją jakimś ostrym narzędziem.

   Ks. Kanonik Józef Dutka był serdecznym przyjacielem klasztoru, był też, jest i pozostaje nadal dobrodziejem, bo przyczynił się do naszej fundacji w Tuchowie. Ks. Dutka bowiem zaprosił Ojców w Mościskach krótko po przybyciu do Mościsk na misje. Misja w Piotrkowicach była jedną z pierwszych misji, jakie Ojcowie po przybyciu do Mościsk dawali, a z pewnością pierwszą w diecezji tarnowskiej. Otóż po misji zawiózł ks. Dutka Misjonarzy do Tuchowa, by im pokazać Cudowny obraz M.B. Tuchowskiej. Tu był początek fundacji Tuchowskiej.

   (…) J.E. Ks. Biskup Łobos, Ordynariusz Tarnowski, którego Ojcowie po misji o Tuchów prosili, bardzo chętnie się zgodził i odnosił się bardzo życzliwie zawsze do Zgromadzenia, bo jest przyjacielem misji ludowych”. (str.114-116)

 

 

Awers karty pocztowej z kościołem w Piotrkowicach, wysłanej przez ks. Józefa Dutkę do rodziny w Sowlinach. Bez krzty przesady można stwierdzić, iż jest to relikwia po księdzu męczenniku (w rodzinnych zbiorach pana Jana Dutki z Moczarek).

 

 

Rewers karty z korespondencją do Michała Dutki w Sowlinach (Moczarki).

 

 

Kościół w Piotrkowicach (fot. Jan Dutka)

 

Nagrobek (z prawej) ks. Proboszcza Jozefa Dutki (fot. Jan Dutka)

 

Inskrypcja na nagrobku: Ks. Józef Dutka, Proboszcz Miejscowy (fot. Jan Dutka)

 

 

 

kontynuacja niebawem

Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej Jabłoniec 1914
Adres: ul. T.Kościuszki 6, 34-600 Limanowa
KRS: 0000485295
NIP: 7372203252
REGON: 122988528
Ta strona wykorzystuje pliki cookies i inne technologie. Korzystając z witryny wyrazasz zgodę na ich używanie.Dowiedz się więcejRozumiem